Dziśzapraszam wszystkich zainteresowanych do lektury drugiej części refleksjiksiędza Rafała Krakowiaka na temat części ciała.
Softpowerciągnie za sobą Gorgiasza i Sokratesa, by podziwiali Campo di Fiori, Ancillacieszy się, że w ogóle żyje, a Jerry Lee Lewis używa wszystkich części swegociała – czyli o ewentualnych pożytkach wynikających z filozofii. (epizod nr2)
Jerry Lee Lewis był w latach 50-tychirytującym swoim zarozumialstwem młodym człowiekiem, który chciał widzieć uswych stóp cały świat, a tak się składa, że Coryllus w swych tekstach oantycznych filozofach daje do zrozumienia – pewnie słusznie – że jednym zeźródeł zarozumialstwa jest uprawianie filozofii. Trudno powiedzieć, czy Lewisfilozofował i czy właśnie z tego powodu miał wygórowane o sobie mniemanie,natomiast niewątpliwie filozofią zajmował się Sokrates, o którym DiogenesLaertios pisze, że „wywoływał nieraz wściekłość audytorium; rzucano się nań,bito go po twarzy, szarpano za włosy” – czyli, podobnie jak Jerry Lee, irytowałludzi. Irytował do tego stopnia, że raz (??) nawet uraczono go kopniakiem.Diogenes pisze o tym wszystkim, by wynieść pod niebiosa cierpliwość Sokratesa,który wspomniane wyżej, wymierzone w siebie reakcje znosił – jak to ludziemówią: z „filozoficznym spokojem” (ciekawe określenie; wynika z niego, żeistnieje także inny nie-filozoficzny spokój). Osobiście sądzę, że to „wściekłeaudytorium” składało się przede wszystkim z ateńskich sofistów, z którymi dopewnego momentu Sokrates był związany, a którzy w chwili kiedy ten przestałpobierać od swoich uczniów wynagrodzenie (zapewne dlatego, że pojawiły się odbogów pochodzące zasilanie i pomoc), zwrócili się przeciwko niemu, w zdrowymproteście wobec psujących rynek praktyk.
À propos Sokratesa przypomina misię jeszcze jedna historia, związana z czasem moich studiów.
Po zakończeniu dwuletniego kursufilozofii, czyli na trzecim roku studiów, kleryk musiał wybrać dziedzinę, wktórej chciał się naukowo specjalizować, czyli mówiąc po ludzku, musiałodpowiedzieć na pytanie: „Z czego chcesz pisać magisterkę?” Olbrzymia większośćstudentów wybierała dyscypliny teologiczne (biblistykę, patrologię,chrystologię, liturgikę itd.), ale byli też i tacy, którzy decydowali się nafilozofię. Do tego bardzo nielicznego grona należał także piszącyniniejsze słowa. Wraz z trzema kolegami zapisałem się na seminarium naukowe zfilozofii, które trwało trzy lata, z tym, że każdego roku spotykaliśmy się zinnym profesorem. Pierwszy rok seminarium naukowego prowadził wspomniany wpierwszym epizodzie ks. Andrzej Sparty. Zaproponował, byśmy w czasie tychspotkań przyglądali się właśnie Sokratesowi, a konkretnie czytali i komentowalidialog platoński pt. Fedon (oczywiście w tłumaczeniu WładysławaWitwickiego, he, he!). W sumie było nam wszystko jedno, co będziemy robićpodczas seminarium, czego skutkiem było to, że w dużym spokoju przez cały rokzajmowaliśmy się tym, czym zajmował się Sokrates, oraz inni bohaterowieplatońskich dialogów, czyli zastanawialiśmy się, co to jest dusza i czym jestjej nieśmiertelność, czym jest świat idei, co to jest prawda, dobro, piękno, sprawiedliwośćitd. Krótko mówiąc analizowaliśmy pojęcia, bo przecież – jak chcą niektórzy –głównym zadaniem filozofii jest analiza: analiza pojęć, języka, rzeczywistości…Czy z tego wynika jakiś pożytek? Owszem tak, o ile posługujemy się definicjami,czyli określamy granice i dokonujemy rozróżnień. O tym jednak pozwolę sobieopowiedzieć nieco później. Teraz zaś chciałbym dokończyć wątek związany z ks.Andrzejem Spartym.
Otóż podczas jednego z seminariów, gdywgryzaliśmy się w rzeczony platoński dialog, jeden z kolegów grzecznie zapytał:„Dlaczego akurat Fedon? I dlaczego tylko Fedon, a nie np. Timajosalbo Uczta?” W odpowiedzi na to pytanie – to akurat pamiętam bardzodokładnie – ks. Andrzej użył mowy wiązanej, w kształcie następującym:
Dalej wpolskiej szacie
SiedziRejtan żałośny po wolności stracie,
W rękutrzyma nóż, ostrzem zwrócony do łona,
Aprzednim leżyFedoni żywot Katona.
Wyrecytowawszy powyższe spytał, czyrozpoznajemy skąd te wersy pochodzą. Oczywiście nikt z nas nie wiedział, więcks. Profesor poczuł się zmuszony, by dać nam podpowiedź mniej więcej takiej długości:
I teżsame portrety na ścianach wisiały.
TuKościuszko w czamarce krakowskiej, z oczyma
Podniesionymiw niebo, miecz oburącz trzyma;
Takimbył, gdy przysięgał na stopniach ołtarzów,
Że tymmieczem wypędzi z Polski trzech mocarzów
Albo samna nim padnie. Dalej w polskiej szacie
SiedziRejtan żałośny po wolności stracie,
W rękutrzyma nóż, ostrzem zwrócony do łona,
Aprzednim leżyFedoni żywot Katona.
DalejJasiński, młodzian piękny i posępny,
ObokKorsak, towarzysz jego nieodstępny,
Stoją naszańcach Pragi, na stosach Moskali,
Siekącwrogów, a Praga już się wkoło pali.
Któryś z kolegów skojarzył, że to pewniepoczątek Pana Tadeusza, na co ks. Sparty się rozpromienił i powiedział,że swoją drogą to bardzo ciekawe, iż ludzie tacy jak Mickiewicz, albo Norwid(„Coś ty Atenom zrobił Sokratesie…”), nie mogliby mieszkać w platońskimpaństwie. A jeśliby spróbowali tam zamieszkać, to zostaliby wypędzeni, o ilecoś gorszego by ich nie spotkało. Po czym głośno się roześmiał. A mypatrzyliśmy zdziwieni na ks. Profesora, nie rozumiejąc co go tak bawi. Żaden znas nie miał przecież pojęcia (byliśmy naprawdę bardzo przeciętni i bardzonie-oczytani), że Platon wykluczył poetów ze swego państwa.
W tym miejscu pozwolę sobie wskazać nakolejny pożytek, który wynika z filozofii: dzięki niej można śmiać się zrzeczy, które ludzi przeciętnych w ogóle nie śmieszą.
Brzmi to znowuż mało elegancko, wręczobraźliwie, ale nic na to nie poradzę (sorry Winnetou), że zajmowaniesię filozofią w przedziwny sposób człowieka wyróżnia. Nie jestem pewien, czyowo wyróżnienie jest zasłużone, ale jest ono tzw. społecznym faktem, któryczęsto irytuje (np. Coryllusa). Tak się bowiem porobiło, że w powszechnym (alboprawie powszechnym) mniemaniu, uprawianie filozofii uwzniośla uprawiającego isytuuje go w gronie osobników ponad-przeciętnych. Jest to bardzo dziwne, boprzecież wiadomo, że człowiek filozofujący zajmuje się nie tylko czymśniezrozumiałym, ale przede wszystkim czymś niepotrzebnym – czymś do czegoczęsto nie można odnosić się bez lekceważenia. Przecież na pewno i być możewielokrotnie słyszeliśmy w życiu zwrot: „Nie filozofuj!” (albo jak mawia mójprzyjaciel: „Nie filozuj!”). Może nawet sami zwracaliśmy się w ten sposób donaszych współpracowników, dzieci, bądź wnuków. Kiedy używamy tego nabrzmiałegonaganą i właśnie lekceważeniem zwrotu? Robimy to wtedy, gdy ktoś komplikuje to,co jest proste i widzi problemy tam, gdzie ich nie ma, albo inaczejmówiąc, dzieli włos na czworo. W codzienności naszej, tego rodzaju nastawieniejest czymś dziwacznym, niepotrzebnym i słusznie piętnowanym, bywają jednakprzypadki, kiedy z tego dziwactwa wynika coś pożytecznego. Tytułem przykładu:Diogenes Laertios opowiada, iż Anaksagoras, nauczyciel Sokratesa twierdził, „żesłońce to masa rozpalona do czerwoności, większa niż cały Peloponez (…).Utrzymywał, że księżyc jest zamieszkały i znajdują się na nim góry i doliny. Zaelementy uważał jednorodne cząsteczki, czyli homoiomerie (δμοιομέρειαι); jakzłoto otrzymuje się z ziarenek, z tzw. złotego piasku, tak cały świat zbudowanyjest z drobnych ciał, składających się z części jednorodnych.” Olbrzymiejwiększości „filozofujących”, tzn. dzielących włos na czworo, nawet nieprzyjdzie do głowy, by zapytać Anaksagorasa, czy to co twierdzi jest wiedzą,czy jakimś mniemaniem. Oni przyczepią się np. do owego Peloponezu, zaciekawieniile razy słońce jest większe od tego półwyspu. A jeśli większe, to dlaczegoAnaksagoras użył właśnie takiego przykładu? Może lepiej i trafniej byłobypowiedzieć, że słońce jest wielkości całej Grecji, albo nawet Persji? I będziejeden z drugim w tym trybie zadawał podobne pytania, aż w końcuzniecierpliwiony Anaksagoras powie: „Nie filozuj!”
Bywają jednak wyjątki. To są odmieńcy,czyli ludzie, którzy filozofując tworzą to, co określa się mianem nauki. Oninawet nie są zanadto zainteresowani tym, czy twierdzenie Anaksagorasa jestprawdziwe, czy też fałszywe, bo to według nich rzecz wtórna. Oni przedewszystkim będą chcieli się dowiedzieć, na jakiej podstawie Anaksagoras twierdzito, co twierdzi. Z czego to twierdzenie wynika? W jaki sposób myśliciel może totwierdzenie uzasadnić, a najlepiej udowodnić? Czy istnieją przesłanki, które bywskazywały na to, że owo twierdzenie nie oddaje rzeczywistości taką, jaką onajest?
Zauważmy, że w tym przypadkufilozofowanie jawi nam się nie tyle jako – przepraszam za wyrażenie –„upierdliwe” czepianie się nieistotnych szczegółów, co raczej (i to jestkolejny pożytek wynikający z filozofii) jako przejaw pewnejstaranności/ścisłości w myśleniu. I sądzę, że właśnie to może jakoś tamuwznioślać filozofa i w tzw. społecznym odbiorze czynić go w jakiś sposóbponad-przeciętnym, co niektórych w oczywisty sposób irytuje.
Jak o tym już wspominałem, człowiekiemnader irytującym był Jerry Lee Lewis. Samuel Philips, właściciel wytwórnipłytowej Sun Records, w której muzyk nagrywał, był bardzo zirytowany,gdy Jerry przechwalał się, że jest lepszy od Elvisa (Philips przecież Presleyawypromował) – a mówić, że Samuel był zirytowany wiadomością o małżeństwieLewisa ze swą 13-letnią kuzynką, czyli tym samym wiadomością o drastycznymobniżeniu dochodów firmy, to nic nie powiedzieć. Czy ma to jednak coś wspólnegoz filozofią? Hm… Może to, że praktyką psującą rynek jest nie tylko rezygnacja zpobierania wynagrodzenia od swoich uczniów, lecz także małżeństwo zmałolatą.
Czy to już wszystkie pożytki, którewynikają z uprawiania filozofii? Obawiam się, że nie. Ale o tym napiszę wnastępnym epizodzie (o ile do napisania go dojdzie).
CDPN